Artur Kocięcki




Strona główna
Aktualności
Kariera teatralna
Kariera filmowa
Twórczość
Galeria
Demo
Kontakt

 


 


 

 




Anioł Stróż


Ty młoda piękna sowo
ocaliłaś mnie przed wątrobą
zgnicia i chęci picia
bo śpisz gdy dzień blaskiem lśni
a gdy nocą ja czaję się z wiersza procą
ty z uśmiechem stajesz u drzwi
nie nudź mi tutaj powiadasz mi
i wzrok szpiegowski wlepiasz w me gały
mówiąc kochanie po cóż modlisz się
gdy kop i święte wyrazy
wynocha ciałem stały się
tam w polu zdechnąć każesz mi
nie mówiąc nigdy do widzenia
bo wierzysz że dusza i ciało
nigdy się nie rozmienia
wódka już dawno skończyła się
ty w swym triumfie pocieszasz mnie
a nie mówiłam
łeb pali się
a nie mówiłam
do świtu jakoś nie ciągnie mnie
a nie mówiłam gary pomyłam w piecu napaliłam
włosy zakręciłam modlitwę odmówiłam a nie mówiłam
zakupy zrobiłam dawno i wszędzie już zresztą byłam
mówiłam czy jeszcze ci źle
zabieram wiersz
i cichutko na palcach wymykam się...
 


Czar prysł


Czar prysł
gdyśmy się poznali
miłość na zapiecku przycupnęła
zziębnięta
ciebie
wypatruje
wśród rojeń fantazji
i nadziei nieco
błądzi bez wytchnienia
wierząc
w ogniki
które już nie świecą
 


Czekam na oprawcę


czekam na oprawcę
codziennie
cierpliwie
czasem przyjdzie
zrobi zastrzyk
ulgę przyniesie

czasem przyłoży
nóż do gardła
przypominając
o swojej misji

by znów
przywracać mnie
do życia
 


Jak przekonać wiatr


jak przekonać wiatr
by leciał gdzieś
ponad las
pochylił się
nad zmęczonym dniem
tam gdzie nie można
dotknąć ciebie
na serca dnie
ocalić czas
podnieść przemęczoną twarz
jak we śnie

tak żyć się chce
 


Jeszcze tyle radości


Jeszcze tyle radości
w milczeniu
obojętnych na zło
w ignorancji i wstydzie
przypadkowego spojrzenia
tyle radości w majestacie dnia
i samotności nocy

Jeszcze tyle wysiłku
pomadki niemodnej grymas
ślepy drżeniem na iskrzący śnieg
oczu wyblakłych
kolejnej bitwy o przetrwanie

Tyle nadziei zapomnianej
w pułapce myśli do słońca
tęsknoty serca rozedrganej
to nic że późno
i wracać dokąd nie ma
już rosa
już nie ma ciemności nieba
tak już blisko do siebie
i mówić nie potrzeba
 


Nie pytaj mnie więcej


Nie pytaj mnie więcej
o garb moich myśli
nie szukaj chciwymi zmysłami
nie przewieje cię wiatr
przejdziesz obcy ponad drzewami
pochłonie ciebie maska i poza
na którą złapać chcesz jak w obrożę
oczywisty kształt
bo tylko taki namacalny umiesz przyswoić
niepewny
gdy przelotny przejdzie wiatr
deszcz co rozchyli cienie me
parne powietrze
zagrzmi rozkołysze korony leśne
uciszy niepokoje
jak siekiery ostrzem
rozwali łeb na dwoje
 


Och , Kocięcki !


Och , Kocięcki !
gdybyś ty nie...

gdybyś ty nie uląkł się
Klęski
i gdyby z nagła twa
Prostota
podjęła drzemiącego w tobie
Kota

dałbyś ty
100 dolarów w kościele
na tacę
by dziś twój umysł pracował
inaczej !
 


Pogrzeb


Gdy wszystko już spisane
I opatrzone
Jak trzeba
Idą...
Spokojni ufni w korowodzie
Przecież nie trafi ich z nagła
Potrzeba
Więc wódki tańców miłości i chleba
Prosto do nieba
 


Przytul mnie zmierzchu


przytul mnie zmierzchu
peleryną mroku
przyćmij światła
bo złudne kolory

jam ziarno w wilgotnej glebie
nie pozwól bym wzrósł na nowo
bo nic nie masz nad karłów ziemskie rozmowy
i wiatr kołysze

porwij mnie zmierzchu
jam pył złapany w sidła
rozwlekam tęsknotę jak nić
gdy lato się kończy

rozewrzyj ramiona wzlecę wyżej przepłynę przez wiatr
to nic że smaga po twarzy jak nietoperz
ślepy zawisnę na gałęzi by po omacku
bez kontroli zawierzyć raz jeszcze
roztrzaskać w pył wszystkie granice
i lecieć tam gdzie zapór już nie ma
nie ma bólu i nad padliną rozsiadłych kruków
nie słychać zgiełku przekupnego
gdzie wszystek niecnoty i przekór morałów szlag trafił
gdzie blask tęsknoty i woli nie zamilkł w dali

tam płynąć chce mi się biec choć w koło ranią
choć zewsząd patrzą oczy i jęzory chwalą się że nie kłamią
choć zwierciadeł odbicia drwią z twojej postury
to nic że nie chciałem uwierzyć zaplątany w chmury

uciekam by innej zaznać pozy
tam gdzie nie wie jak dolecieć wiatr
tam gdzie nie ma nic i nadziei brak
nieskończony jak syn zmartwychwstały
dać się unieść tym wrażeniu i płynąć
wciąż płynąć choć rozbitym o skały
poczuć że żyję choć zginę bez chwały

zmierzchu mój dopomóż bym choć trochę mógł go pojąć

wszystko zgaśnie ucichnie wszystko wiatr rozsiewa
nikt już nie zapyta jak się dzisiaj miewam...
 


Sukces


Sukces to chwila słabości
zwyciężona siłą woli
to czas dezercji z życia
i odwaga trzymania warty
w letargu myśli kłębowiska
w ciemności która nie chce odejść
za horyzont nocy
to wiara
że chwila słabości jest potęgą
to słona łza i kropla słonej wody
w morzu abstrakcji
tajemnicy istnienia
w ciągłym dążeniu
do zrozumienia
 


Tak bardzo chcę wierzyć


tak bardzo chcę wierzyć
że jesteś realna
że istniejesz naprawdę
że gdy patrzę na ciebie
nie utonę w pejzażu czarnego lustra
i nie zobaczę tam ciebie
że oczy twoje są namacalne
że tulisz mnie nimi
i uspokajasz na chwilę
że czas ten nie przeminie
a sen który śnię nie obudzi mnie
ty znów dotkniesz moich włosów
jak matka
w której spocząć chcę
więc otul mnie raz jeszcze

to naprawdę dzieje się
 


To życie trzeba wchłonąć


to życie trzeba wchłonąć jak ziemia
wchłania ogień wodę i powietrze
trzeba upadać by ciągle na nowo
wydobywać się z siebie iść w nieznane
zasiadać przed telewizorem
żując ustawiczne cierpienia
z kulą u nogi z zadrą w sercu
ścigać marzenia które już dawno
wchłonęła ziemia i tylko ciebie
jeszcze rozlicza z absencji
cierpliwa
 


Zanurzam się


Zanurzam się
                tańca pozorem
Zagubiony
                werbel ludzkich kopyt
Najeżony
                do koła zaprasza


Nieśmiertelności


Jak w transie
                  błagając
O ostatni ratunek
                  czekam
W poczekalni
                  Zbawienia

Spóźniony

Na Wietrzny Bal Wszystkich !

WOŁAM !
 


Zaśnij już


wstydliwie wychodzisz za próg
niepewna
czy tęcza rozkwita

a gdy deszczem drżąca
zaszlochasz
mgły poranka
jak co dzień
obudzą chęć wyjścia
gestem bladym
łzę smutku ocierasz
konająca
nieśmiało przed dniem
śpiąca umykasz
snu dotykasz
 


Życiowe igraszki


ukłon bo wypada
nie umiesz przepadasz
kto zagada nie podpada

kto zapyta po co
nam ta maskarada

żeby przeżyć
z wiatrakami się nie mierzyć
bo boli w niedoli

zaśpiewaj jak chcą
nie polecisz na dno

nie stój z boku
przełam kry
ja już dawno wypadłem
z gry





powrót